Mariusz Budrowski o witarianizmie, jedzeniu instynktownym i zdrowiu na wyciągnięcie ręki.


Mariusz Budrowski o witarianizmie, jedzeniu instynktownym  i zdrowiu na wyciągnięcie ręki.
2022-06-27
W ostatnich latach zrobiło się bardzo głośno o różnego rodzaju dietach, których zadaniem jest pasować np. do naszych pierwotnych uwarunkowań, zapotrzebowania makro i mikroelementów. Co pan myśli na ten temat, jaki jest pana stosunek do tego rodzaju trendów żywieniowych?

Mariusz Budrowski: Świetne pytanie! Przede wszystkim cieszy mnie to, że ludzie szukają drogi do zdrowia przez odżywianie. Sam ojciec medycyny, Hipokrates powiedział: „Niech pożywienie będzie lekarstwem, a lekarstwo pożywieniem”. I to naprawdę świetnie, że człowiek szuka swojego optymalnego sposobu odżywiania, ponieważ w ten sposób dotrzemy (w końcu) do sedna, będziemy mogli żyć w zdrowym ciele najdłużej jak się tylko da. To poszukiwanie rozwiązań, które się pojawiają w ostatnich latach, jest przede wszystkim podyktowane tym, że zaczęliśmy bardzo, ale to bardzo poważnie chorować. Dzisiaj co trzecia osoba może mieć stwierdzonego raka, a ponad pół miliona Polaków rocznie umiera przedwcześnie na różnego rodzaju choroby jedzeniozależne: zawały, nowotwory, różnego rodzaju choroby związane np. w podwyższonym poziomem cukru w organizmie. Ludzie szukają w obliczu tych chorób rozwiązań innych niż tradycyjne, przede wszystkim w odpowiedzi na niesatysfakcjonującą tych rozwiązań skuteczność.

W latach 70. powstała taka teoria, troszeczkę „podobno” oparta o odkrycia archeologiczne, która dała początek diecie Paleo. Założono, że człowiek w okresie paleolitu odżywiał się w taki a nie inny sposób ze względu na uwarunkowania klimatyczne, niedostępność jedzenia itd. Natomiast okazało się już po latach, że to był tylko wymysł marketingowy, który nie został oparty na żadnych badaniach. W szczątkach człowieka pierwotnego nie znaleziono żadnych pozostałości po mięsie w układzie pokarmowym, wręcz przeciwnie, do tej pory znajdywano liczne pozostałości po diecie roślinnej. I myślę, że to jest najbardziej podstawowy kierunek, który, mam nadzieję, w końcu ludzkość odnajdzie – ponieważ tak naprawdę po jedzeniu roślin nic nam bezpośrednio nie grozi. Problem zaczyna się, kiedy w naszej diecie pojawiają się sztuczne i pełne tłuszczu oraz niezdrowego białka produkty odzwierzęce, z tytułu spożywania których powstaje tak wiele chorób. My natomiast, kiedy dopadają nas różne dolegliwości, staramy się je leczyć (a właściwie uciszać) farmakologią czy operacjami, zamiast zmienić po prostu dietę.

Także generalnie myślę, że poszukiwania i trendy z tego wynikające są bardzo ważne, chociaż oczywiście bardzo często kręcimy się w naszych poszukiwaniach jedynie w kółko, chcąc zaadaptować na nasze potrzeby nowoczesną dietę składającą się z rzeczy, które zdecydowanie nam nie służą.

Z jakiego powodu szukamy tych rozwiązań? Czy to jest tylko i wyłącznie kwestia tego, że chorujemy, czy też kwestia mody, fascynacji, a może też zupełnie innych rzeczy.  Czy to zawsze jest zdrowe poszukiwanie, czy jednak warto byłoby oprzeć się na radach ludzi, którzy się na tym znają, specjalistów?

Te poszukiwania są związane z chęcią samouzdrawiania, ale i modą oraz niestety dosyć często z finansami. I ja się trochę jednak martwię, że dzisiejsza dieta człowieka, powiedzmy takiego typowego Polaka, nie do końca jest związana z tym, co jest zdrowe, a modne, a raczej jest związana z finansami. Dzisiaj często to cena jedzenia dyktuje nam, co mamy jeść. Kolejnym problemem jest to, że wydaje nam się, że jeśli coś jest smaczne, możemy to włożyć do buzi. Jeśli natomiast nie dostajemy zawału bezpośrednio po posiłku, to znaczy, że możemy to zjeść. Nasz żołądek to nie śmietnik! Nie można w siebie wrzucać wszystkiego, co zostanie nam podane na talerzu, czy przez przemysł spożywczy. Myślę, że zatraciliśmy się bardzo w tym, co nazywam przyzwyczajeniem i wygodą. Kiedyś, kiedy człowiek uprawiał sobie własne jedzenie, widział, jak rośnie, widział również, że jest w tym życie, że może to zjeść, nawet jeśli jadł zwierzęta, to sam je hodował i dbał o to, żeby one także miały dobre jedzenie. Myślę, że ostatnie 50-100 lat zagubiliśmy się w tym. W tej pogoni za ulepszeniem życia, za poprawieniem jego jakości, czymkolwiek chcemy to nazwać, czy to była moda, czy to była podróż do zdrowia – trochę zagubiliśmy się w tym, co jemy i jak jemy. Przecież 30 lat temu nie było w sklepie pakowanej próżniowo wędliny. Dzisiaj kupujemy coś w opakowaniu, co nieraz ma datę przydatności nawet 3 lata. Czy nie powinniśmy się zacząć zastanawiać nad tym, co zostało użyte do zabezpieczenia tego produktu, że jest on w stanie przetrwać tyle czasu na półce i jaki to będzie miało wpływ na nas, na nasze zdrowie i życie? Myślę, że się totalnie w tym zagubiliśmy – wymyślanie różnego rodzaju sposobów konserwacji, kolorowania jedzenia itd., mógłbym naprawdę bardzo szeroko rozwinąć się na ten temat. Chociażby takie kolorowanie łososia. Mówi się nam, że ryba jest teoretycznie nam potrzebna, ponieważ zawiera kwasy omega-3 i jest świetna dla naszego mózgu. Większość osób nie wie o tym, że łosoś, który jest sprzedawany w sklepach, jest przede wszystkim produkowany przemysłowo, karmiony taką samą paszą jak zwierzęta, które stoją na polu, niczym się praktycznie nie różni w swoim składzie niż krowa, a dodatkowo jeszcze, żeby był kupowany przez konsumentów, jest kolorowany. Nawet istnieje próbnik kolorów łososia. Sklep może sobie wybrać z tego próbnika kolorów, jaki odcień łososia chce mieć.

Totalnie się w tym zagubiliśmy i dlatego pojedynczy człowiek zaczyna poszukiwać coraz częściej innego sposobu odżywiania, innego sposobu życia, bo po prostu się zagubiliśmy. I myślę, że, to jest ostateczny moment, żeby ludzkość się zatrzymała i powróciła do korzeni - zaczęła się odżywiać w naturalny sposób. Na szczęście są ludzie na świecie, którzy dzisiaj już zaczynają „stawiać na glebę”, nie tylko po to, żeby postawić tam zwierzęta. Nawet bogaci ludzie, jak Bill Gates, czy nawet Jeff Bezos stają się nagle największymi posiadaczami ziemi rolnej na świecie i wykupują tysiące arów ziemi pod uprawy po to, żeby np. wprowadzić wegańskie kotlety na rynek. To nie jest jeszcze najlepsze rozwiązanie, ponieważ w dalszym ciągu nie zawsze mamy do czynienia ze zdrowym produktem, a zaraz do tego na talerz trafia jakaś buła i oblane tłuszczem ziemniaki, co podnosi nam insulinę i powoduje problemy zdrowotne, ale jest to fajny kierunek. Mam nadzieję, że będziemy w to szli, żeby jednak zrezygnować z jedzenia zwierząt, kolorowanych łososi i, jak ja to nazywam, przemysłową paszą dla ludzi. Bo to co jemy, to taka pasza przygotowana przez przemysł spożywczy, któremu naprawdę nie zależy na tym, czy będziemy potem zdrowi, czy nie. Zależy im na tym, żeby mieć jak największe zyski ze sprzedaży produktu.  

Takie produkty wegańskie imitujące mięso to i tak chyba lepsza opcja niż mięso, które zaczęto produkować jakiś czas temu w laboratoriach z jakiejś małej próbki pobranej od żywego zwierzęcia – mięso które według planu ma kiedyś być dostępne na rynku jako alternatywa „cruelty free” Co Pan na to?

Jestem przeciwnikiem tego sztucznego mięsa, bo nie uważam, że jest to nam do czegokolwiek potrzebne, chociaż oczywiście poza argumentem cruelty free pojawiają się głosy związane z tym, że mięsa potrzebujemy, a taki sposób jego pozyskiwania będzie bardziej ekologiczny – ekologiczny, być może, ale dla naszego zdrowia nie będzie różnicy.

Dlaczego mamy tyle osób, które umierają na choroby związane z układem krwionośnym? Ponieważ niszczymy swój układ krwionośny tłuszczem zwierzęcym, niezdrową odmianą węglowodanów i zbyt dużą ilością cukru. Zjadamy pokarmy, które są bezwartościowe i gdyby były pozbawione sztucznych ulepszaczy smaku, również po prostu niedobre – gdyby producent nie dodał do nich cukru, to byśmy ich nawet nie tknęli. Spożywamy cukier i do tego wszystkiego kupujemy czy to mięso ze zwierzęcia, czy mięso stworzone w laboratorium, i to są właśnie te niewłaściwe kierunki. Jeśli się nie ockniemy jako ludzkość, to naprawdę nam nic nie pomoże.

Nie będziemy w stanie wyjść z problemów zdrowotnych, które nam dokuczają, dopóki nie zrozumiemy sedna funkcjonowania tego, jak nasze ciało jest zbudowane i na jakich zasadach funkcjonuje, co w nim jest potrzebne, skąd należy sobie dostarczać energię i czy faktycznie potrzebujemy tego osławionego białka w takich ilościach, jak jest to nam wciskane. Dlatego  jestem totalnym przeciwnikiem tworzenia syntetycznego mięsa i będę zawsze oponował.

Też będę walczył o to, żeby edukacja szkolna uległa przeobrażeniu – żeby nie uczono nas głupot tylko rzeczy, które faktycznie są nam potrzebne do długiego i szczęśliwego życia – co mamy jeść i w jaki sposób, jak mamy zbudować rodzinę, zadbać o innego człowieka, zyskiwać przyjaciół i zjednywać sobie ludzi. To są podstawy życia, a nie te niepotrzebne nikomu szczegóły, których nas uczą. Po co nas tego uczą? Po to, żeby nam zaśmiecić umysł, żeby nie przekazać nam bardzo ważnych informacji, które są potrzebne do naszego życia i funkcjonowania.

W takim razie jak to zrobić Panie Mariuszu? Patrząc na ten temat całkowicie praktycznie, wiadomo, że cała ludzkość w ciągu kilku miesięcy nie przejdzie na witarianizm ot tak. W jaki sposób zatem ma zrobić to taki standardowy, szary człowiek, który na co dzień lubi jeść mięso, ale zaczyna już zmagać się z mniejszymi i większymi dolegliwościami? W jaki sposób zacząć dbać o siebie w taki sposób, żeby się też nie przestraszyć zbyt gwałtownymi zmianami?

Można w różnoraki sposób odpowiedzieć na to pytanie. Są na pewno sposoby, żeby przejść w kierunku zdrowego odżywiania na spokojnie, jeśli ktoś nie jest obłożnie chory, nie zostały mu 3 miesiące życia i nie potrzebuje drastycznie zmienić swojego sposobu myślenia o jedzeniu i odżywianiu, a po prostu go boli, zmaga się z bólami i może sobie pozwolić na powolne zmiany - na przykład poprzez dodanie dużo większej ilości warzyw i owoców do swojego odżywiania. Niech upewni się na początek, że 60% talerza to coś surowego. Na przykład jeżeli jecie mięso,  gotowane potrawy, to zmniejszcie ich ilość na talerzu do zaledwie 40% posiłku. Są badania naukowe, w których już wiele dekad temu zauważono, że podając gotowane jedzenie – nie tylko mięso – zachodzi w naszym organizmie coś takiego jak cytoza białkowa, czyli po prostu ścinanie białka. Wynika to z tego, że nasze ciało wytwarza bardzo dużą ilość białych krwinek przeciwko temu jedzeniu, jakby chciało je zwalczać…

Kiedy grupa badana miała wprowadzane sałatki do tych gotowanych posiłków i kiedy na talerzu pojawiło się więcej niż 60% pokarmów surowych, cytoza białkowa praktycznie się wyłączała lub spadała do bardzo niskiego poziomu. To badanie jest jednym z najważniejszych, które potwierdzają, że nie jesteśmy przystosowani w ogóle do gotowanego jedzenia, nasze organizmy nie są – mimo tysiącleci praktykowania tego sposobu jedzenia.

Bardzo fajną rzeczą, która pomaga bardzo szybko, jest rozpoczęcie wyciskania soków warzywnych. Jest taki podstawowy sok, w którym jest marchew, burak, seler naciowy, ogórek, papryka, jabłko, ananas, natka pietruszki, które zawierają praktycznie wszystkie minerały i witaminy potrzebne na co dzień naszemu ciału. Wypijanie takiej szklanki soku raz dziennie bardzo mocno pomaga, ponieważ dostarcza nam pokarmu, tego, o którym wspomniałem wcześniej, który jest nam potrzebny do odbudowywania naszego ciała.

Myślę, że jest taka sytuacja na świecie, że większości ludzi doskwiera jakiś ból, ale nie za bardzo szukają zmiany, chcą dalej robić te same rzeczy i najlepiej żeby dolegliwości przeszły same z siebie.

Myśli pan, że mamy w perspektywie rzeczywiście takie światowe uzdrowienie, jeżeli chodzi o sposób myślenia o jedzeniu, sposób myślenia o codziennym funkcjonowaniu? Czy to w ogóle jest możliwe?

Myślę, że tak. Zmiany dzieją się na naszych oczach. Znaleźliśmy się w bardzo ważnym momencie w dziejach ludzkości, obecnie weszliśmy w erę Wodnika, przechodząc z Ery Ryb. Jest to astrologiczna zmiana tożsamości człowieka. Era Ryb oznaczała dla nas życie w iluzji i przekazywanie półprawd, czyli przekazywanie takich informacji, które wystarczają komuś, żeby wstać rano, wykonać zadania i wrócić wieczorem do domu i cieszyć się z tego, że w ogóle żyje, nie pokazując mu całej prawdy o życiu. Era Wodnika natomiast to przeniesienie się w ERĘ ZROZUMIENIA ŻYCIA, powrót do prawd, do sedna istnienia. Człowiek w naturalny sposób zaczyna rozumieć, że trochę nawet nie wypada zabijać innych istot i je zjadać. Widać to po najprostszych statystykach – rosnącej ilości wegan i wegetarian na świecie.

Myślę, że ludzie się przebudzą, przestaniemy zjadać zwierzęta, przestaniemy zjadać ich cierpienie, to, czym są karmione. Bo samo zjadanie zwierząt nie jest tylko cierpieniem zwierząt. To jest ta cała pasza, która trafia na talerze tych zwierząt, które są przemysłowo hodowane, która jest połączona z olbrzymią masą antybiotyków i szczepionek. Mówi się nawet, że chyba około 80% wszystkich antybiotyków, szczepionek produkowanych na świecie trafia do przemysłu mięsnego. To jest po prostu paranoja.

Jest takie powiedzenie – jesteś tym, co jesz. Czyli jesteś tym antybiotykiem, tą szczepionką, którą otrzymał prosiaczek zabity na twoją kolację. To jest czas, żeby ludzie zaczęli się nad tym zastanawiać. Jest bardzo dużo osób, lekarzy, czy to ekspertów, tak jak ja bez dyplomu, ale z zasobem wiedzy, którzy już mocno mówią: „przestaniemy zjadać węglowodany, ponieważ podnoszą nam insulinę, powodują insulinooporność, niszczą nam tkanki, niszczą nam układ krwionośny”. Co nam zostanie, kiedy to odrzucimy? Zostaną nam warzywa, owoce, nasiona, pestki, kiełki i będziemy wtedy zdrowi. A jak będziemy zdrowi, nie będziemy połowy swojego życia troszczyć się o zdrowie i walczyć ze swoimi chorobami. Znajdzie się czas na to, żeby się rozwijać w innych aspektach życia, w innych kierunkach.

Myślę, że  ludzkość stoi naprawdę na skraju faktycznego przebudzenia, powrotu do świadomości, oświecenia. Niestety podczas tej transformacji, która nawet w tym momencie następuje na świecie, stracimy swoich bliskich, wiele osób kurczowo trzymających się tych paradygmatów, które zostały im włożone do głowy przez dziesiątki lat. Na szczęście jest już coraz więcej osób, które szukają zmiany. Ruch wegański na świecie jest najszybciej rozwijającym się sposobem odżywiania. Tego już nikt nie powstrzyma. 10 lat temu, gdy ja zaczynałem ten styl życia wytykano nas palcami, a dzisiaj to już normalne. Tego się już nie zatrzyma, nie cofnie. Następne będą węglowodany, następny będzie czas na oświecenie i będzie naprawdę fajnie, bo w takim nowym świecie będzie dużo więcej miłości, dużo więcej świadomości i na prawdę możemy coś takiego stworzyć. To jest przed nami…

Wspomnijmy jeszcze panie Mariuszu na koniec o Witariadzie, czyli festiwalu witariańskim, który zacznie się już 14 lipca w Kawęczynie, około 40 kilometrów od Warszawy i którego jest Pan organizatorem.

Tak, to jest jedno z narzędzi, którego zadaniem jest służyć społeczności w poznawaniu tego innego świata. Na festiwalu można pozyskać mnóstwo informacji na temat tego, jak odzyskać zdrowie poprzez zdrowe odżywianie, oczyszczanie organizmu i sprawność fizyczną – w ogóle poprzez zmianę paradygmatu postrzegania świata. W tym roku również festiwal Witariada stoi pod hasłem Energii i będziemy mieli bardzo dużo bardzo ciekawych gości, którzy będą mówić do nas właśnie o niej.

Już Einstein powiedział, że wszystko jest energią. Większość osób patrzy na swoje ciało i nie widzi tej energii, widzi po prostu skórę. Jak zobaczyć energię? Jak ją poczuć i wykorzystać do tego, żeby się rozwijać? Jak przekazywać energię innym? Jak negatywnej energii nie przyjmować? W tym roku Witariada, to ENERGIA – także naprawdę będzie szalenie ciekawie.

Mamy jedną z wielu prelegentek, która będzie prowadzić wykłady i zajęcia. To będzie Małgorzata Wołukanis,  która od 26 lat zajmuje się energią. Opowiada o tak „niestworzonych” rzeczach, że myślę, że większość osób, które przyjadą na Witariadę będzie przez cały czas siedziało z szeroko otwartą buzią, zastanawiając się nad tym, dlaczego wcześniej z tych rzeczy nie zdawała sobie sprawy.

Także mam nadzieję, że sprostamy wymaganiom organizacyjnym i jakimkolwiek innym, które przed nami staną. Taki festiwal jest naprawdę olbrzymim wyzwaniem, a my jak zawsze dostarczymy naprawdę niesamowitych emocji, wrażeń i energii, z którą uczestnicy pojadą później do domu. Ponieważ jest to jednocześnie 5-lecie istnienia projektu Odmładzanie na surowo chciałbym nazywać Witariadę punktem zwrotnym. Osoby, które będą razem z nami, powiedzą „było sobie życie przed Witariadą, a później wszystko się zmieniło”. I mam nadzieję, że to będzie taki właśnie punkt zwrotny, zmiana w życiu uczestników, którą zabiorą ze sobą z Witariady do domu. Ta zmiana już tam gdzieś jest, ale trzeba się jeszcze do niej dokopać i pchnąć ją trochę do przodu.

 

Mariusz Budrowski znawca i praktyk zdrowego stylu życia, współautor i pomysłodawca projektu „Odmładzanie na Surowo”, autor bestsellera: „Surowe Zdrowie”, książki kulinarnej „Na Surowo Przepisy” oraz książki dla dzieci „Wierszykowo na Surowo”. Ponadto jest organizatorem i twórcą festiwalu Witariada i konferencji Surowe Życie.

Nadesłał:

k.zajkowska@agencjafaceit.pl

Wasze komentarze (0):


Twój podpis:
System komentarzy dostarcza serwis eGadki.pl